Problem zaczął się w liceum, kiedy porzuciłam sportowy tryb życia i rzuciłam się w wir nauki ku lepszej przyszłości. Aż wstyd przypominać sobie, że w tamtych czasach potrafiłam nie jeść od rana, aż do obiadu. Szczupła byłam owszem, ale co wspólnego ze zdrowiem miało takie postępowanie? Nic!
W końcu udałam się na studia, trafiłam na dobrą drogę i próbowałam jeść regularnie (w miarę możliwości) posiłki, łącznie ze śniadaniem. Wróciło również trochę aktywności, po pierwsze dorywcza praca w ruchu, po drugi bieganie na busa, w związku z wiecznym zasypianiem ;) a po trzecie sporadyczne spacery na powrót z pracy i nieregularne, ale jednak - bieganie w niedzielne poranki. Wody piłam również sporo, w związku z tym, że zazwyczaj w pracy była wyłącznie woda, a do szkoły zabierałam ze sobą 1,5 litrową butelkę. I choć nie żywiłam się wówczas zdrowo, bo jak wiadomo studia są czasem imprez co składnia do śmieciowego jedzenia, to wody w moim jadłospisie nie brakowało.
Następnym etapem były studia zaoczne i pełnoetatowa praca. W tym okresie również starałam się w miarę dobrze i regularnie odżywiać, aż wyśmiewali mnie w pracy, ponieważ pracowałam wówczas z dwoma zwolennikami fastfood'ów, którzy notorycznie próbowali mnie namówić na pizzę, czy też chińczyka. Broniłam się dzielnie i jakoś dałam radę. Ówczesnego chłopaka motywowałam do aktywności fizycznej, proponując ruch na świeżym powietrzu, zamiast leżenia przed telewizorem, co wynikało również z tego, że nauka i praca w tym czasie wymuszały na mnie dużo pozycji siedzącej. Zamiast leżenia na plaży podczas wakacji, zawsze starałam się zorganizować piłkę lub lotki, aby pozostać w dobrej formie. W tym czasie uczęszczałam również na aerobik wraz z koleżankami.
Później była już tylko stała praca i cały mój zapał do aktywności odszedł w dal. Z małymi porywami na chodzenie na basen, czy też na siłownię, ale to na prawdę sporadycznie. Motywacji nabrałam w styczniu tego roku wraz z moim obecnym mężem postanowiliśmy dzielnie trenować na siłowni, która znajduje się tuż pod Naszym blokiem. Tak też się stało cały miesiąc dzień w dzień chodziliśmy dzielnie trenować, aż tu pewnego ranka okazało się, że mam "grypę żołądkową", która finalnie była ciążą.
Próby aktywności fizycznej mam nadal, choć przez pierwsze trzy miesiące nie było na to żadnych szans, nieustannie spałam i było mi niedobrze. Od czwartego miesiąca sporadycznie wykonywałam jogę lub inne ćwiczenia dla kobiet w ciąży. Piąty miesiąc skłonił mnie do spacerowania minimum po pół godziny, czasem dłużej i ćwiczeń z Anną Lewandowską. Zamówiłam płytę Ani i wykonałam ćwiczenia może dwa razy, nada spaceruję, ale w ciąży pojawił mi się problem z piciem wody. Po pierwsze muszę się pilnować i staram się wieczorem liczyć ile wody wypiłam danego dnia, ewentualnie uzupełniam niedobór. Po drugi zwykła woda, którą piłam dotychczas przestała mi smakować. Do stworzenia wody smakowej zainspirowałam się w jednej z restauracji w Międzyzdrojach, gdzie takowa została mi podana. Miało być o wodzie, a napisałam już książkę... Raz, dwa, trzy do rzeczy ;) Przepis na wodę ze smakiem: 2 plasterki cytryny, 2 liście świeżej mięty, 2 plasterki limonki, 3 sztuki borówek i woda. Woda wiadomo najlepiej niegazowana, chociaż dla mnie na upalne dni najlepsza jest lekko gazowana. Tutaj moim faworytem jest Staropolanka. Tak, wiem to niezdrowe w ciąży, ale lepsza lekko gazowana niż słodki napój. Ponadto - nie popadajmy w paranoje!
Krótko i szybko tym razem na co dobre jest picie wody? Przede wszystkim niweluje zmęczenie, poranne dwie szklanki wody rozkręcają metabolizm do pracy. Picie wody zmniejsza prawdopodobieństwo powstania cellulitu i choć tego w ciąży do końca chyba nie da się uniknąć to trzeba się nawadniać z nadzieją, że po porodzie niechciany przyjaciel Nas pożegna. Tera parę trików dla osób na diecie. Często uczucie głody mylimy z uczuciem pragnienia, zatem zanim sięgniesz po niezdrową przekąskę po prostu uzupełnij płyny. Zapominasz pić wody? Staraj się mieć ją zawsze przy sobie! Polecam butelki filtrujące. Nie ma wówczas wymówek, że nie było w domu wody, czy też nie miałaś, gdzie jej zakupić. Jedziesz autem do sklepu, weź ze sobą małą butelkę wody i popijaj na światłach gwarantuję, że spożycie wody przez Ciebie zwiększy się. Z czasem wyrobisz sobie nawyk i wszędzie będziesz chodziła z wodą, a co za tym idzie piła jej coraz więcej. Umówmy się nikt nie jest idealny i ja też nie codziennie spożywam 2 litry wody, choć staram się oscylować w tych granicach. Jeżeli macie jakieś własne triki, aby zwiększyć spożywanie wody dajcie znać!
Komentarze
Prześlij komentarz